top of page
  • Zdjęcie autoraMigaloona

Towarzyszenie w umieraniu



Znalazłam dziś rankiem tego kreta na trawie. Już sztywne ciało badały muchy i mrówki.


Gdy byłam dzieckiem wakacje spędzałam głównie na wsi, w gospodarstwie rodziców mojej Mamy. Wieś nosi jakże piękną nazwę Kaczory.

W Kaczorach mieliśmy też żwirownię. I to ona właśnie była dla mnie placem zabaw. Nie była używana przez dorosłych. Dla mnie tworzyła kanion pełen tajemnic. Bawiłam się tam mchami, kaleczyłam ostrą kolana o krzemienie, tworzyłam domki, wspinałam się na szczyty gór. Dla mnie ta żwirownia była potężna. W jednym z jej zakoli stworzyłam cmentarz dla zwierząt. Grzebałam tam koty, myszy, wszystkie stworzenia, które odeszły na drugą stronę, a które to znalazły się na mojej ścieżce. Któregoś razu w ogrodzie przy domu znalazłam ślicznego kreta. Jego czarne futerko było tak aksamitne, błyszczące, miękkie. Badałam go w dłoniach. Zobaczyła to moja Mama i stanowczo mnie skarciła "Co Ty wyprawiasz, wyrzuć to martwe zwierzę, to nie zabawka". Zdziwiła mnie jej reakcja, bo ten kret mnie fascynował.


To on właśnie trafił do pierwszego pochówku na moim cmentarzyku. Kopczyki robiłam głównie z kamyków znalezionych na żwirowni, czasem też przynosiłam zdobycze z rzeki. Kamienie uzupełniałam mchami. Najczęściej pochówki miały owalny kształt. Ciałka zawiązywałam w liście. Odprawiałam nad nimi modlitwę. O czym jest śmierć w moim życiu? Przyszłam na ten świat, gdy moi rodzice byli w żałobie. Rok wcześniej stracili ich pierworodnego synka. Mariusz miał 8 lat, zginął nagle w wypadku ulicznym. Poszedł do szkoły i już z niej nie wrócił. Rok później pojawiałam się ja. Żałobę wyssałam więc z mlekiem matki, a wręcz z płynami pępowinowymi. Czasem mam wrażenie, że każda moja komórka ma w źródło w tej żałobie. Stąd moja wrażliwość, emocjonalność, i inne wygibasy życiowe. W dzieciństwie oprócz pogrzebów na mojej żwirowni chadzałam na wiele innych, opowiadających o ludzkiej śmierci. Miałam wówczas wrażenie, że chodzę tam płakać w imieniu tych, którzy płakać nie potrafią.


Gdy zmarła moja Mama, miałam lat osiemnaście. Jej odejście było bardzo mocnym doświadczeniem. Byłam przy niej przez cały okres jej długiej choroby, a także w tych ostatnich chwilach. Towarzyszenie przy umieraniu to w moim odczuciu przede wszystkim spokojna obecność. Dobrze jest, aby śmierć nie przejmowała kontroli nad osobą, która jest obok. Tej ostatniej nocy intuicyjnie wraz z moją młodszą siostrą po prostu byłyśmy obok Mamy. Czuwałam z łyżeczką wody, którą Mama połykała od czasu do czasu, śpiewając jej piosenki. Grałyśmy też w statki, państwa-miasta, noc była długa. Pamiętam mnóstwo szczegółów z tej nocy. Pogrzebu. Otwartego grobu. To doświadczenie było dla mnie olśnieniem, walnięciem potężną cegłą, tornadem, tsunami. Przeżyciem wręcz inicjacyjnym. Nic już nigdy nie było takie, jak kiedyś. Co ciekawe, obudziła się we mnie jakaś moc, poczucie, że JESTEM.


Wbrew pozorom to wcale nie jest takie oczywiste. Być świadomym, że się żyje. Że ciało nasze to nie my.


Od dwóch lat należę do kręgu kobiet, który porusza tematykę towarzyszeniu przy śmierci. Prowadzi go Anea Filipek (www.towarzyszeniewodchodzeniu.pl). Uważam, że pewne kwestie w naszej rzeczywistości zmieniły się już na tyle, że nawet Polska będzie potrzebowała zmiany polityki w przestrzeni około-pogrzebowej. Powinny powstać innego rodzaju cmentarze, niż tylko te dominujące katolickie. Powinniśmy mieć prawa do pochówku według naszej, wybranej filozofii życia. Obecnie tych praw nie mamy. Nie mamy chociażby prawa zabrać prochów zmarłej osoby do własnego domu, czy indywidualnie wybranego miejsca na swojej ziemi. Obowiązują pochówki na publicznych cmentarzach. Pogrzeby w naszej wyobraźni to przede wszystkim kondukt żałobny, ksiądz, smętna pogadanka. A ostatnie pożegnanie wcale nie musi być takie. Istnieje na świecie całe mnóstwo innych tradycji. Biznes funeralny to bardzo prężna branża. Powinniśmy mieć prawo znacznie szerszego wyboru. To nasze święte prawo. Jak chcemy być pochowani i pożegnani.


Dyskusja o umieraniu kojarzy się większości osób ze spuszczonym wzrokiem, trudem w gardle, sztywnym słowem kondolencje. Jakże jest to gruba historia o tym, jak wiele blokad jest w nas. Śmierć jest częścią życia. Boimy się jej, gdyż uwierzyliśmy, że jest czymś strasznym, czymś, co nas pozbawia wszystkiego. Z pewnością nie jest łatwym doświadczeniem. Niemniej jednak, każdy z nas ją kiedyś spotka. Dlatego to bardzo ważne, aby się z nią oswoić, przełamać to tabu. Dziś dołączyłam do wspaniałego projektu: Instytutu Dobrej Śmierci. Jego założycielką jest Anja Franczak, niezwykła kobieta, która rozpoczęła rewolucję w naszym kraju. Czuję wielki zaszczyt i to, że przede mną nowe wyzwania...

81 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Obfitość

bottom of page