top of page
  • Zdjęcie autoraMigaloona

Wychodzenie z programu

Wychodzenie z programu ofiary okazuje się dla mnie jakimś systemem pracy syzyfowej. Jakoś tak, nie da się tego u mnie odhaczyć jednym krokiem, jednym machnięciem różdżką, ani jednym potokiem łez.

Wracam.


Czuję się niewspierana.


Wracam.


Czuję się niezauważana.


Wracam.

Czuję, że znów nie zasłużyłam.


Wracam.


Czuję, że daleka droga przede mną, że jeszcze nie teraz, że na mnie nie czas…


Wracam.


Czuję, że znów dałam ciała.


Wracam.


Czuję, że po co ja to zrobiłam.

Wracam.

Czuję, że najlepiej by było jakbym zamilkła na wieki.

Wracam.

Czuję, że dość, że nie mam siły, że już nieważne co czuję.


Wracam.


Czuję, że właściwie powinnam zacząć od początku.

Idę do mojego pokoju w domu rodzinnym. W bloku, na drugim piętrze, w pierwszej klatce. Przed moją klatką rośnie wierzba. Pewnie to nie jest przypadek. Bo płacząca. Jej postać jest mocno pochylona. W czasie mojego dzieciństwa wierzba ta ledwo sięgała wysokości mojego parapetu. Dziś sięga znacznie, znacznie wyżej. Jej pień stał się gruby, jest pełen bruzd. Jej liście są już liśćmi dojrzałej wierzby. Ta młoda panienka, którą to drzewo było „za moich czasów”, była wiotka, miała cienkie łodyżki.

Z bloku wyprowadziłam się 20 lat temu. Zmieniłam się ja. Zmieniła się i ona.

No więc idę do tego pokoju. To mała przestrzeń. Jakieś 7 metrów kwadratowych. To był mój świat. Na ścianach Lenny Kravitz. Ku bólowi oczu mego Taty, który słabo znosił widok „murzyna z tatuażami”. Skoro wisi już Lenny, znaczy, mam jakieś 13 lat lub więcej.

Jestem nastolatką, która przeżywa egzystencjonalny kryzys. Kompletnie nie rozumieją mnie rodzice. Mam wrażenie, że stwierdzenie, że „mówimy w innych językach”, to mało powiedziane. Że „jesteśmy z innych planet”, to za ciasne pojmowanie.


Chyba wtedy już czułam, że właściwie nie wiem po co jestem. W domu panowała atmosfera gęsta najczęściej. Mało radości. Dużo obowiązków. Rodzice ciężko pracowali na kawałek chleba. Wówczas ich świat był dla mnie męką.


Dziś podziwiam ich wysiłek, który włożyli w to, by przejść przez życie tak, jak szli. Pokonali wiele mil w przestrzeni duchowej, materialnej.

Podwórka, które ich wychowały, były zaorane patriarchalnym gniewem, matczynym lękiem. Moi rodzice urodzili się po wojnie. Ich rodzice wojnę przeżyli. Mam zdjęcia dziadka w mundurze. Mam w głowie opowieści babci o Niemcach, o Ruskach. Mawiała „Niemcy byli wredni, ale nie byli głupi. Ruscy zaś, zachowywali się jak bydło. Gwałcili wszystko, co się rusza. Grabili nas do ostatniego źdźbła zboża”.


Miałam kiedyś wizję w medytacji. Jak moja babcia leży w stodole na sianie i jest bita przez mężczyznę w mundurze. On się szyderczo śmieje. Kopie ją w lewy bok. Ona jest wtedy młoda. Ma czarne włosy, których nie poznałam, jako jej wnuczka. Jest wyprostowana i tego też nie pamiętam, gdyż ja ją zawsze widziałam zgarbioną, z laską. Babcia była zgięta jak łuk. Może wręcz złamana. Wszyscy mówili, że to od ciężkiej pracy na roli. Ale kto ją tam wie. Może to te kopniaki od mundurowego…? W tej mojej wizji po „tym wszystkim”, babcia bardzo krwawiła. Poroniła córeczkę.


I wracając do bloku. Ja nastolatka odczuwałam mocny deficyt bliskości. Nie było jej w naszym domu. Przytuleń, dotyku, wrażliwej obecności, czułego - widzę Cię. Słyszałam natomiast wiele haseł „po co Cię mam…”, „twoim obowiązkiem jest…”, „dzieci i ryby głosu nie mają”, „co ty tam wiesz, ty masz jeszcze mleko pod nosem”.

I tak uczyłam się, że na każde miłe słowo, gest, doznanie, trzeba zasłużyć. A i nawet nie jest czymś nieuniknionym to, że nawet jeśli się postaram, to wcale nie muszę być pochwalona. Bo zawsze jest coś, do czego można się przyczepić. I właściwie najczęściej to, co robiłam, było niedoskonałe.

  • Mamo wysprzątałam cały dom.

  • Mhm…ale okien nie umyłaś, a kurze pod regałem wytarłaś?

Zawsze było coś.

  • Ugotowałam obiad Tato.

  • Po co tak dużo. Kto to teraz zje, ja nie będę wyrzucał.


Uświadomiłam sobie, że ta sytuacja trwa w rodach, z których pochodzę, od dawna.

Pozamykane serca.


Pozamykane ramiona.

Pozamykane łona.

Pozamykane dłonie.

Tak oto jako dziecko, nastolatka zostałam nauczona, że bliskości nie ma. I choćbym na głowie stawała, to na nią nie zasłużę.


Efektem tego jest moja dorosłość, w której moje wewnętrzne dziecko, nadal szuka tego poczucia bezpieczeństwa i bycia akceptowaną, dopieszczaną, obdarowywaną bez powodu. Ja nigdy nie przestałam w to wątpić. Że to jest możliwe. Całe życie, mój wewnętrzny kodeks nie pozwala mi być taką jakimi byli oni, moi rodzice, dziadkowie, rodzina. I jednocześnie. O ironio losu. Wtłoczne mechanizmy silnie dbają o te blokady.


Teoretycznie w dorosłym życiu zaczęłam żyć po swojemu. I też w taki sposób, aby rodzic nie miał się do czego się przyczepić. Odhaczyłam standardowe punkty na liście. Dobry mąż, dobra praca, dobre mieszkanie, dobre dzieci, dobre składki na emeryturę. Niby cacy. Niby.

Bo to nie było moje życie.


Żyłam.

By nie zawieść oczekiwań.

By może tym razem być wystarczająco dobrą.

By zasłużyć wreszcie na miłość.

By być powodem do dumy.

By nie dodawać zmartwień.

By być oparciem.

By ogarniać wszystko i wszystkich.

By żyć bezpiecznie.

By być grzeczną.


Zmiana czaiła się nieuchronnie. Sprzedaliśmy mieszkanie. To był pierwszy krok. Wielki kamień spadł z barków. Zrobiło się lżej. Sprzedaliśmy, rozdaliśmy ponad połowę dobytku. I znów. Jakże lżej. Zrezygnowałam z dotychczasowego systemu pracy. Kupiliśmy bilety w jedną stronę. Lżej było przez chwilę.


Nie jest łatwo wyskoczyć z życia.

A może łatwo może być.

Ale ja nie umiem.

Bo esencją w moim rodzie jest ten trud.

Więc zauważam to.

I tę orkę pragnę odpuścić.

Ale lejce wracają.

Pług pojawia się znikąd.

Idę dalej. Miotam się. Idę dalej.

Uczę się oddychać inaczej.


Okazuje się, że całe życie płytko oddychałam.


Zdumienie.


Moje kochane ciało. Jakże ono jest dla mnie cierpliwe.

Mogłoby właściwie wszystko.

A ja je tak ograniczam.

Szukam dziury.


Nie wyjdę potańczyć, bo nie mam ładnej sukienki, bo przytyłam.


I tak lata mijają.


I zamiast tańczyć. Ja nie tańczę.


Dość.


Znów głębiej oddycham.


Ulga.

Czy tym razem odcięłam tę nić na zawsze?

Czas pokaże.

20 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

O zdrowiu

bottom of page